Patronka szkoły

Patronka szkoły

      • Życiorys Patronki

      •  

                 Jadwiga Dziekońska urodziła się 20. Lipca 1916 r. w Konarzycach w rodzinie Ignacego Dziekońskiego i Marianny z Feltrów. W 1921 r. zmarł ojciec osierocając siedmioro dzieci.

               W grudniu 1937 r. Jadwiga ukończyła żeńską Publiczną Szkołę Przysposobienia Gospodyń Wiejskich w Kukowie w powiecie suwalskim. Potem skończyła Uniwersytet Ludowy w Żernej w powiecie wołkowyskim, gdzie w 1938 r. poznała Józefa Ochmana /Józef Ochman wspomina, że pod koniec 1939 r. spotkał w Warszawie Jadwigę Dziekońską, która podała mu kontakt z konspiracją/.

               Paweł Borowski, żołnierz AK napisał, że „od pierwszych dni organizującego się ruchu podziemnego Jadwiga Dziekońska ps. „Jadzia” pełni odpowiedzialne funkcje w konspiracji”. „Słownik uczestników walk o niepodległość Polski” podaje, że „Jadzia” początkowo była kurierką Komendy Głównej Polskiej Organizacji Zbrojnej na trasie Kraków – Radom – Lublin. Trwało to do października 1941 r. Pracowała w stałej grupie kolporterek, których zadaniem było dostarczanie prasy podziemnej do określonych miejscowości.

               Po ataku Niemiec na ZSRR, Jadwiga Dziekońska została łączniczką Komendy Głównej POZ w Białymstoku. Podczas wojny nosiła nazwisko okupacyjne Jadwiga Długołęcka. Bazą kontaktowo – noclegową było gospodarstwo  matki w Konarzycach pod Łomżą. Została szefem łączności okręgu POZ w białostockim. Przewoziła z Warszawy prasę konspiracyjną, gdyż białostockie POZ nie miało własnych wydawnictw. Wiosną 1942 r. Polska Organizacja Zbrojna weszła  w skład Armi Krajowej. Józef Ochman „Ligoń” został szefem łączności w komendzie okręgu AK, zaś „Jadzia” pełniła funkcję kurierki – łączniczki do specjalnych poruczeń przy „Ligoniu”. Kierowała na białostocczyźnie kolportażem pisma „Informacja” wydawanym przez Biuro Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. Pomagała w organizowaniu oddziałów partyzanckich i brała udział w dywersji. Przez jakiś czas w 1942 r. mieszkała w Jeżewie, gdzie była baza konspiracyjna. Później przeniosła się do Białegostoku. Jednym z przykładów aktywności była akcja uwolnienia z siedziby gestapo przy ul. Sienkiewicza 15 w Białymstoku członków Komendy Okręgu AK aresztowanych jesienią 1942 r. w czasie odprawy, na której omawiano akcję wysadzenia pociągu w okolicy Bielska Podlaskiego.  Plan przewidywał, że uwolnionych odbiorą „Jadzia” i „Kos”. Wszyscy uwolnieni dotarli szczęśliwie na meliny w terenie.
        20 kwietnia 1943 r. „Mścisław” – Władysław Liniarski odznaczył Jadwigę Dziekońską  Krzyżem Walecznych za wyróżniającą się służbę żołnierską w szeregach wojska w konspiracji.

               „Jadzia” zginęła 19 maja 1943 r. Dramatyzm wydarzeń był tak duży, że po latach pamiętano te wydarzenia bardzo szczegółowo i do długo snuto domysły, jak doszło do „wsypy”.

        Relacja Pawła Borowskiego o śmierci "Jadzi"

        „19. maja 1943 r. po południu około godziny 1600 łączniczka „Jadzia” szła na punkt, by odebrać pocztę ze skrzynki. Wychodząc  z zakrętu ul. Stołecznej spostrzegła dwóch żandarmów idących naprzeciwko. Nie cofnęła się. Szła prosto. Mijając żandarmów, tchnięta chyba jakimś przeczuciem obejrzała się. Ten ruch zdradził ją. Oczy nieustraszonej działaczki konspiracyjnej spotkały się ze świdrującym spojrzeniem żandarma. Zatrzymali ją. Zainteresowała ich torebka. Próbowali ją wyrwać. Łączniczka stawiała opór. Szła kilkadziesiąt kroków z żandarmami w kierunku ul. Krakowskiej. Nagle jeden z żandarmów spostrzegł przechodnia z teczką. Pogonił za nim. „Jadzia” została sama z jednym żandarmem. Próbowała uciekać, lecz Niemiec dogonił ją. Wówczas wydobyła klucze z torebki i zaczęła okładać nimi żandarma. Padł pierwszy strzał. Ranna dobiegła do podwórza domu Wojciulów przy ul. Stołecznej pod nr 28. Przed bramą państwa Wojciulów leżała sterta śmieci. Ranna już „Jadzia” chwytała pełnymi garściami piasek i sypała nim w oczy żandarma krzycząc: „Ty mnie żywej nie weźmiesz”. Żandarm nie ustępował. Kilka razy uderzył dziewczynę, kopał ją podkutymi butami i oddał jeszcze dwa strzały w kierunku walczącej. Kilkakrotnie ranna łączniczka próbowała dalej stawiać opór. Wyrywała kamienie z bruku i ciskała nimi w twarz  i głowę swego oprawcy. Rozwścieczony Niemiec strzelił po raz czwarty. Śmiertelnie ranna „Jadzia” runęła głową na chodnik, trzymając w zaciśniętej dłoni kamień wyrwany z bruku. Dotrzymała słowa. Żywa nie dała się wziąć oprawcom. Żandarm przyglądając się swej ofierze zapalił papierosa, wyrwał z martwej już dłoni kamień i cisnął nim o bruk. Po chwili przysunął go nogą do ciała zabitej. Nie chciał widocznie zacierać śladów własnej hańby. Po kilkudziesięciu minutach na miejsce zbrodni nadjechało auto z 20 gestapowcami. Za chwilę pojawiła się karetka pogotowia. Zwłoki bohaterskiej łączniczki złożono do karetki i odwieziono do szpitala Czerwonego Krzyża przy ulicy Warszawskiej. Prawdopodobnie Niemcy trzymali ciało „Jadzi” przez kilka dni w kostnicy. Czekali, że ktoś zjawi się z rodziny lub znajomych. Oczekiwania okazały się bezskuteczne. Gestapo nie potrafiło zidentyfikować zwłok. Łączniczka „Jadzia” i po śmierci nie dała się zdekonspirować”.

        Wiersz Władysława Brulinskiego

        WSPOMNIENIE O „JADZI”

        Jest cisza, półmrok szary, deszcz zasnuł małe okno,

        Wąskim się pasmem światło przesącza poprzez kraty.

        Horyzont mrok ogarnął, pola i lasy mokną...

        W zasnutej smutkiem duszy jawi się krąg poświaty,

        Rozjaśnia się – wylania minione pasma życia.

        W błękitnym oddaleniu przeszłości fala spływa.

        Owiana ciepłym blaskiem idącym gdzieś z ukrycia

        Tak dawna, zapomniana, a przecież znowu żywa.

        Suną się jak w filmie: obrazy, fakty, daty

        I serce żywiej bije – wiec ekran bardziej świeci,

        To wszystko było ledwie przed kilku laty:

        - Dzień każdy raport pisał: bolesny krwawy, długi,

        O rozstrzelanych w Grodnie i w Łomży, i w Zambrowie.

        Plakat czerwienią znaczył na murach śmierci smugi:

        W wiezieniu w Białymstoku – rozstrzelani więźniowie;

        - Kraszewo i Sikory – w krwi, gruzach i popiele

        Pod lasem ludność wiosek we wspólnym leży grobie.

        Któż liczył te ofiary, gdy co dzień ich tak wiele;

        Gdy każdy dzień następny znów rodził się w żałobie.

        Pamiętam ciężkie chwile – tak wolno czas upływał.

        Walka na śmierć i życie – nikt na to nie poradzi.

        W tej walce ktoś codziennie z szeregów nam ubywał:

        Ja widzę przed oczyma – łączniczki postać – Jadzi.

        Jedna z pierwszych stanęła po przegranej wrześniowej

        Bronić kraju i walczyć – pełna wiary w zwycięstwo.

        Nie pytała, kto winien – szła ku Polsce tej nowej,

        W której naród zwycięża poprzez ducha i męstwo.

        - Potem – znów Ja spotkałem – właśnie wtedy, gdy bzy rozkwitły –

        Przy cichutkiej ulicy – w Białymstoku mieszkanie.

        Wśród błękitu jaskółki urządzały gonitwy

        Wolne ptaki – przez okno spoglądałem wciąż na nie,

        Kiedy szła „szmuglerka” z Jadzi jasnym uśmiechem:

        Ciemne oczy, żakiecik, włosy chustka związane.

        „Poczta” – była gotowa. Odebrała z pośpiechem,

        Bo Jej pociąg odchodził... szedł daleko w nieznane...

        i już nigdy nie wrócił z tej dalekiej podróży!

        Gdzieś przekroczył granicę – sygnał dały mu strzały.

        Uścisk ręki i uśmiech nic mi wtedy nie wróżył,

        Że to dzień Jej – ostatni – dzień zwycięstwa i chwały.

        - Patrol... buty podkute zadudniły wśród ciszy...

        Czas się nagle zatrzymał – w skroniach wali jak młotem,

        Czy to śmierć się tak skrada? Wrogie słowo „halt” słyszy.

        Może zdąży skok – krótki i już będzie za płotem.

        Jezu! Furtka zamknięta! Krzyk się z gardła wydziera

        I nim pada na bruk, nim krew róża zakwita

        Czuje ciepło gorące – krótkiej serii Schmeisera

        Boże! – Poczta! – Koledzy! Maj tak patrzy błękitnie

        Tylko twarz ma potworna – a na hełmie swastyka...

        Leży sama – zraniona – czerwień spływa po bruku.

        Cos krzyknęli – „Banditen”! – Oczy lekko przymyka.

        Dwóch odeszło – nie widzi – lecz poznaje po stuku.

        Został jeden. Wiec ciężko ręce ściąga do boku,

        Potem nogi ugina i nieznacznie przysiada...

        Żandarm lekko zwrócony – więc się czai do skoku.

        Nagły zryw – ręką za hełm – druga wali w pysk gada.

        Ze się zachwiał, zacharczał – hełm po bruku zadzwonił.

        - Byle dojść do rogu – a krok każdy jest wiekiem...

        Boże – uciec – tam wolność! Dziwny huk Ja dogonił.

        Już rozpłynął się – zamilkł hen w przestworzu dalekim,

        A na bruku wśród słońca, białej plamy kamieni

        Kurierka z meldunkiem, Bóg go od Niej już przyjął

        I potwierdził pieczęcią, pasmem krwawej czerwieni.

         

  • Galeria zdjęć

    • brak danych